czwartek, 10 grudnia 2009

Wywiad z Viswanathanem

poniedziałek, 09 października 2006 08:49

SPIEGEL: Panie Anand, za dwa tygodnie będzie Pan bronił tytułu mistrza świata przeciwko rosyjskiemu arcymistrzowi Władimirowi Kramnikowi w Bonn (Niemcy). Dwa tygodnie temu zajął Pan ostatnie miejsce w Turnieju Mistrzów w Bilbao. Czy jest to psychologiczne obciążenie?

Anand: Dziękuję bardzo za przypomnienie tego. To przypomina mi Johna Cleese’a z Monty Python. W Fawlty Towers grupa Niemców odwiedza jego hotel i zabrania on personelowi wspominania im wojny – podczas gdy sam nie może o niczym innym rozmawiać. Więc proszę nie wspominać Bilbao.

SPIEGEL: Dobrze, więc o Bonn. Mistrzostwa Świata składają się z ośmiu partii z możliwą dogrywką. Zna Pan Kramnika od 19 lat. Czy może on jeszcze Pana zaskoczyć?

Anand: Gramy w tych samych turniejach od 1993 roku. Ale jest różnica, czy znasz kogoś i czy rozumiesz go. W ostatnich dwudziestu latach Kramnik grał kilka tysięcy partii i jeśli pokaże mi Pan pozycję z jednej z tych partii, w 90 % będę w stanie powiedzieć, z jakiej jest ona partii. Ale nie mogę na podstawie tego zakładać, że znam go na wylot. Faktycznie, spodziewam się, że mnie zaskoczy. I, logicznie, na odwrót.

SPIEGEL: Jak przygotował się Pan do Mistrzostw Świata?

Anand: Studiuję Kramnika od końca kwietnia, do dziesięciu godzin dziennie, tu w domu, w mojej piwnicy, gdzie mam biuro. Mam bazę danych i konstruuję plany gry. Próbuję neutralizować pozycje, w których Kramnik jest silny. On robi to samo z moją grą, co, oczywiście, muszę brać pod uwagę. Muszę pamiętać, że on myśli o tym, co ja myślę o nim. W każdym przypadku obaj pracujemy miesiącami z komputerem, próbując znaleźć nowe drogi.

SPIEGEL: Komputery zyskują na znaczeniu. Czy szachy stały się grą z przygotowaniem – ktokolwiek jest lepiej przygotowany, ten wygrywa?

Anand: Tak było zawsze. Dzisiaj analizujemy nasze partie z komputerem, w XVI wieku ludzie robili to na szachownicy. Jest to tylko stopniowa różnica. Przygotowanie do mistrzostwa świata zawsze było wyścigiem, w poprzednich latach z książkami, następnie z komputerami. Komputer jest znakomitym treningowym partnerem. Pomaga mi ulepszyć moją grę.

SPIEGEL: Ale jeżeli szachy będą grą komputerową i każde posunięcie będzie liczone przez maszynę, to czy człowiek nie będzie po prostu przesuwał figury i każda partia zakończy się remisem?

Anand: Nie. Właściwie zawsze byłem pesymistą. Dziesięć lat temu powiedziałem, że w 2010 roku nastąpi koniec, szachy będą wyczerpane. Ale to nie jest prawda, szachy nie umrą tak szybko. Ciągle jest wiele pokoi w budynku, w których jeszcze nie byliśmy. Czy to stanie się w 2015 roku? Nie sądzę. Na każde zamknięte drzwi komputery otworzyły nowe.

SPIEGEL: Co Pan ma na myśli?

Anand: Dwadzieścia lat temu robiliśmy rzeczy, które nie sprawdzają się dzisiaj z powodu komputerów. Blefowaliśmy podczas gry, ale dzisiaj nasi przeciwnicy analizują to z komputerem i w ciągu sekundy rozpoznają nasze plany. Komputery nie nabierają się na sztuczki. Z drugiej strony, możemy przygotować się bardziej kompleksowo. W ubiegłych latach były widowiskowe partie, które nie byłyby możliwe bez komputerów. Nigdy nie przyszłaby nam do głowy możliwość grania pewnych posunięć. To przypomina astrofizykę: ich praca może nie jest romantyczna jak dawniej, ale nigdy by nie uczynili tak dalekiego postępu z papierem i ołówkiem.

SPIEGEL: Słyszy się pogłoski o szachistach używających w tajemnicy komputerów w czasie partii. To jest oszustwo. Czy dżinn wydostał się z butelki?

Anand: Jest to groźba, z którą musimy żyć. Jestem przyzwyczajony do przechodzenia badań z wykrywaczem metalu przed partią. Na początku był to dla mnie szok, gdyż wyrosłem w czasach, gdy sport był niewinny. Ale technologia rozwija się bardzo szybko. Ktoś może siedzieć w odległym miejscu, śledzić partię przy pomocy komputera i wysyłać informację do gracza. Odbiorniki są coraz mniejsze i liczba oszustów rośnie. Musimy temu przeciwdziałac. Mamy przepis, że jeśli telefon komórkowy dzwoni w czasie partii, to przegrywasz. Jest on twardy, ale musi być przestrzegany. Alternatywą byłoby zezwolenie na używanie komputerów podczas gry.

SPIEGEL: To byłby legalny doping.

Anand: Nie uważam tego za doping, jest to inna forma gry. Ale szachy powinny pozostać rywalizację między dwoma osobami.

SPIEGEL: Jaką rolę odgrywają emocje?

Anand: Są decydujące. Moment, gdy zdajesz sobie sprawę, że popełniłeś bład, jest najbardziej niepewny. Musisz kontrolować swoje emocje. Chess jest formą gry aktorskiej. Jeśli przeciwnik wyczuje twoją niepewność, podsycasz jego odwagę. Wykorzysta twoją słabość. Pewność jest bardzo ważna – nawet udawanie, że jesteś pewny siebie. Jeśli popełnisz błąd, ale nie dasz poznać po sobie, co myślisz, wówczas przeciwnik może nie zauważyć błędu.

SPIEGEL: Czy potrafi Pan czytać w twarzach swoich przeciwników?

Anand: Zazwyczaj ich twarze są zupełnie spokojne i bez pasji. Wyjątkiem był Garry Kasparow, przeciwko któremu grałem o mistrzostwo świata w Nowym Jorku w 1995 roku. Był otwartą książką. Skłaniam się do słuchania ich oddechu.

SPIEGEL: Czy przysłuchuje się Pan oddechowi przeciwnika?

Anand: Jeśli oddech jest głęboki lub płytki, szybki lub wolny – świadczy wiele o stopniu zaangażowania przeciwnika. W partiach ostatnich miesięcy nawet odchrząkiwanie może być ważne. Pojedyńcze fakty też są ważne: czy przeciwnik pokłócił się z żoną? Jeśli zajęty jest prywatnymi sprawami, może nie koncentrować się jak zwykle.

SPIEGEL: Czy stosuje Pan psychologiczne sztuczki?

Anand: Nie.

SPIEGEL: Co Panu najbardziej przeszkadza?

Anand: Gdy przeciwnik zmienia przebieg partii. Czasami jest prawie wyzwoleniem, gdy w końcu przegrywasz. Myślę sobie, dobrze, punkt jest stracony, jutro będziesz grać lepiej. W czasie mistrzostw świata musisz uważać, żeby nie panikować. Zastanawiasz się, gdy widzisz przeciwnika na śniadaniu. Czy jest zrelaksowany? Napięty? Jest do dziwny sposób wpadania w obsesję. Kramnik i ja będziemy w tym samym hotelu w Bonn, ale w różnych skrzydłach. Właściwie lubimy się, ale minie trochę czasu, zanim zamienimy słowa.

SPIEGEL: Czy potrafi Pan wyłączyć się wieczorem podczas takich turniejów?

Anand: Trudno relaksować się bez poczucia winy. Pytam siebie: czy nie powinienem pracować? Ale musisz się odprężać, w przeciwnym wypadku nie będziesz grał dobrze. Doświadczenie pomaga ci znaleźć właściwy balans. Lubię oglądać stare filmy Hitchcocka, żeby dać odpocząć mózgowi.

SPIEGEL: Jest Pan nazywany “Tygrysem Madrasu”. Ale nie jest Pan uważany za wroga przy szachownicy. Niektórzy znawcy uważają, że brakuje Panu instynktu zabójcy. Czy mają rację?

Anand: Tygrysa wymyślili pewni dziennikarze, którzy prawdopodobnie nie potrafili pomyśleć o innym hinduskim zwierzęciu. Normalnie unikam konfliktu i rzeczywiście nie jestem zabójcą jak Kasparow. To nie jest mój styl. Jestem przyzwyczajony do spokojnego otoczenia. Wyrosłem w rodzinie, gdzie wartości są bardzo ważne.

SPIEGEL: Jest Pan Braminem i należy Pan do najwyższej hinduskiej kasty. Nauczył się Pan grać w szachy od swojej mamy, gdy miał Pan sześć lat. W przeciwieństwie do rosyjskich talentów, nie treneował Pan systematycznie. Czy chciałby Pan chodzić do specjalnej szachowej szkoły?

Anand: Nie, to by mi zbytnio nie pomogło. Straciłbym zabawę. Musiałem zasłużyć na grę w szachy dobrymi wynikami w szkole. Czasami nie mogłem grać miesiąc i potem marzyłem o powrocie i byłem bardzo szczęśliwy, gdy mogłem ponownie grać w turnieju. To miało na mnie wielki wpływ. Po szkole średniej studiowałem biznesową ekonomię, ponieważ obawiałem się, że zostanę szachowym świrem.


SPIEGEL: Amerykanin Bobby Fischer, który zmarł na początku tego roku, zwariował na punkcie szachów, był paranoiczny, misantropowy. Spotkał Pan tego szachowego geniusza dwa i pół roku temu w Islandii, gdzie mieszkał na wygnaniu. Jak to się stało?

Anand: Grałem w turnieju w Reykjaviku i islandzki arcymistrz Helgi Olafsson spytał mnie, czy interesuje mnie spotkanie z Bobby’m Fischerem. Olaffson zabrał go z jego mieszkania, gdy czekałem w samochodzie. Fischer prawdopodobnie nie chciał, żebym wiedział, które mieszkanie jest jego.

SPIEGEL: O czym rozmawialiście?

Anand: Fischer powiedział mi, że czasami jeździ autobusem po Reykjaviku, żeby zobaczyć miasto. Skarżył się, że nie mógł dostać indiańskiego balsam w Islandii. Nagle zechciał pójść do McDonalds. A więc, ta światowa szachowa legenda pyta mnie, czy chcę keczup.

SPIEGEL: Czy rozmawialiście o szachach?

Anand: Oczywiście. Staliśmy w parku i Bobby wyciągnął stary komplet kieszonkowych szachów i analizowaliśmy kilka partii między Anatolijem Karpowem i Wiktorem Korcznojem z 1974 r. Chciał udowodnić, że wszystkie mistrzowskie partie po jego zwycięstwie były aranżowane. Nie przekonał mnie.

SPIEGEL: Dlaczego Fischer chciał spotkać właśnie Pana?

Anand: Może czuł powiązanie. Obaj jesteśmy z krajów, w których szachy nie były popularne zanim przyszliśmy. Nie jestem Rosjaninem i Fischer w przeszłości czuł się prześladowany przez Sowietów. I istnieje dowód, żeby sugerować, że radzieccy arcymistrzowie właściwie sprzysięgli się przeciwko niemu.

SPIEGEL: Fischer zaproponował nowy wariant gry, zwany szachami Fischera. Chciał, żeby figury w początkowej pozycji były tasowane przed każdą partią. Czy byłaby to bardziej kreatywna forma szachów?

Anand: Niewiele myślę o losowym ustawieniu figur. Może to jest coś dla ludzi, którzy uprzednio byłi aktywni i teraz mają bardzo mało czasu. Nie chcą studiować teorii debiutów. Ale systemy debiutowe są częścią szachów.

SPIEGEL: Niektórzy czołowi szachiści szaleli w czasie swoich karier, jak Austriak Wilhelm Steinitz, pierwszy uznany mistrz świata. Czy to jest profesjonalne ryzyko?

Anand: Potrzebne jest życie poza szachami, wówczas nie ma niebezpieczeństwa. Musisz mieć inne zainteresowania. Ale nie ma zbyt wielu, którzy byli narażeni na niebezpieczeństwo. Jedynie stali się szeroko znani. Jestem pewien, że jest równie wielu zwariowanych lekarzy lub kierowców autobusowych.

SPIEGEL: Teraz ma Pan 38 lat, co oznacza, że jako profesjonalista szachowy jest Pan blisko emerytury. Jak długo zamierza Pan grać?

Anand: Jak długo mogę grać na szczycie. Obecnie czuję się świetnie, ostatnie trzy lata były moimi najlepszymi. Ale jasne jest, że szachiści są coraz młodsi.

SPIEGEL: Ostatnio w nagłówkach był Norweg Magnus Carlsen. Ma siedemnaście lat i na początku miesiąca był przez pięć dni pierwszy na nieoficjalnej światowej liście rankingowej. Jak dobry jest on?

Anand: Wcześniej czy później zostanie mistrzem świata. Lubię go, jest fanem Monty Phyton, tak jak ja.

SPIEGEL: Chodzą pogłoski, że jest Pańskim sekundantem na mistrzostwach świata przeciwko Kramnikowi.

Anand: Te pogłoski też słyszałem. Może jest w tym jakaś prawda. Może nie. Pozwólmy rozwiązać to Kramnikowi, zajmijmy go tym pytaniem. Jest to część psychologicznej gry w tego rodzaju meczu. Gdy wiesz, kto jest w ekipie przeciwnika, możesz wyobrazić sobie, co planuje. Tak więc niczego nie wyjawię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz